Francuzi wyspecjalizowali się w tworzeniu komedii sięgających w swym gorzkim wymiarze do sytuacji, w których wydaje się, że gorzej być nie może. Wtedy dopiero można powiedzieć: "Wyluzujmy, zapalmy, napijmy się wina, co więcej można zrobić?".
Ten bardzo prosty i naturalny film nie dotyka żadnych wielkich problemów ludzkości, ale jednego, za to wyjątkowo demolującego - zmęczenia. W zasadzie nie w pełni zdajemy sobie sprawę z tego, jakie spustoszenie może ono spowodować.
Andrzej Wajda jednym pociągnięciem potrafił pokazać na ekranie przerażającą dramaturgię mordu katyńskiego. W "Enigmie" z Kate Winslet sprawa katyńska była wielka tajemnicą, do której można się dostać, szukając innej. W "Ostatnim świadku" dramaturgia ucieka zupełnie, pewnie dlatego że w tym filmie jest zbędna. A szkoda.
Roman Polański zabrał się tym filmem za kilka naprawdę ciekawych tematów, jak chociażby toksyczne relacje między twórcą a jego fanem i odbiorcą, ale przede wszystkim chyba za względność pojęcia prawdy. Zabrał się tak, że uratowały go tylko dwie znakomite aktorki - Emmanuelle Seigner i Eva Green.
Najbardziej zaskakujące w "Strażnikach cnoty" jest to, że obiekcje wstecznych rodziców zderzają się tutaj z postępowym, jakże poprawnym podejściem do życia ze strony nieletnich dzieci. I robi się zabawnie.
Zamysł był taki - popchniemy klocek domino, który uruchomi serię niezwykłych zdarzeń. One się same zazębią, same pchną ten film dalej w kierunku miszmaszu poplątanych wątków. Poplątanych, ale w sumie zabawnych i takich, w których dobro zwycięża. Prawie wyszło.
Kto powiedział, że megafauna wymarła wraz z końcem epoki lodowcowej? Nic podobnego! Potężne stworzenia mają się dobrze i nadciągają do sal kinowych - ogromny goryl, monstrualny wilk, gigantyczny aligator, potężny Dwayne Johnson...
Zakończenie najnowszego odcinka "Avengers", który możemy oglądać w kinach, może mogłoby być szokujące, gdyby nie fakt, że bierzemy przecież udział jedynie w serialu. W nim żadne zakończenie nie jest ostateczne, o ile w ogóle jakiekolwiek jest.
Spośród wszystkich absurdalnych pomysłów metafizycznych jakie znam z filmów, najzabawniejsza jest chyba koncepcja mrozu ścigającego ludzi w "Pojutrze". Jednakże śmierć szukająca ofiar według matematycznego wzoru z "Oszukać przeznaczenie" jest tuż za nim. "Prawda czy wyzwanie" to nic innego jak szósta część tego cyklu.
Wes Anderson - reżyser chwilami doprawdy magiczny - bierze się za kreskówkę. To musi się udać. A jednak do końca się nie udaje. Zastanawiam się, dlaczego? Może za bardzo zaufał temu, co zawsze było jego mocną stroną - konwencji.
Spośród wszystkich filmów, które nie trafiły do polskich kin w ostatnich miesiącach, tego szkoda najbardziej. Piszę o nim, bo być może znajdą go Państwo na jakiejś innej platformie filmowej. Proszę obejrzeć, a potem spróbować złapać równowagę po obejrzeniu.
Film, a w zasadzie niemal monodram Joaquina Phoenixa to dowód na to, że stare, wręcz nudne już tematy można zrobić bardzo ciekawie. I to nawet, jeśli się przeszarżuje.
Kiedy usłyszałem (nomen omen), że jedynym ratunkiem dla bohaterów jest zachowanie całkowitej ciszy, gdyż przerażające kreatury reagują na każdy głośniejszy dźwięk, od razu przyszło mi do głowy: a chrapanie w nocy? Głupie skojarzenie i niepotrzebna złośliwość, bo "Ciche miejsce" to jeden z najlepszych horrorów ostatnich lat. Na tyle, by powiedzieć, że gatunek powstaje.
Dziwne, chociaż do nowej odtwórczyni roli Lary Croft wybrana została jedna z najbardziej pociągających, przynajmniej dla mnie, aktorek ostatnich czasów, czyli Alicia Vikander, to jednak zupełnie to na mnie na działa. Może dlatego, że prowadzenie wykopalisk archeologicznych w filmowej erotyce przygodowej to fatalny pomysł.
Och, panie Spielberg! Pan nawrzucałeś do tego filmu tyle spraw, tyle odniesień, tyle ukrytych kluczy i jaj, że nie wiem, czy odnajdę je wszystkie za pierwszym razem. Z pewnością nie. Trzeba będzie ten film obejrzeć wiele, wiele razy. Ale wie pan co - nie szkodzi, ja tak mam ze wszystkimi pana filmami. Oglądam je wciąż i wciąż.
Małgorzata Szumowska porzuciła swoje dotychczas ulubione tematy, porzuciła też sposób kreowania postaci i rozbudowy bohaterów, by zyskać nową perspektywę. Perspektywę mocną i uderzającą w... twarz, prawdziwą, jak i protekcjonalną.
Był taki moment, gdy pomyślałem, że może być to fenomenalna, acz ryzykowna (bo jednak nie oparta na tekście biblijnym) wariacja ewangeliczna w iście gnostycznym stylu. Wyszła niemal sądowa obrona Marii Magdaleny - pewnie ważna w kontekście tego, co zrobili tej kobiecie wszyscy, z papieżem Grzegorzem Wielkim na czele. Filmowo jednak zbędna.
Nie mówiłem o tym wcześniej, bo nie wiedziałem, czy wypada. Co innego uchodzi w dzieciństwie, a co innego dorosłemu człowiekowi... Ale czas się przyznać...
Film debiutantki Jagody Szelc ogląda się jak wideo z przygotowań do pierwszej komunii, a następnie samej ceremonii. Jak zwykłe, rodzinne spotkanie. Niby nic takiego, a jednak cały czas trudno usiedzieć w fotelu. To przez dreszcze.
Dobrze, że Władysław Pasikowski przejął od Patryka Vegi serię "Pitbull", bo znajdowała się ona już w stanie agonalnym. Dobrze, że zrobił ten film po swojemu. Tylko, że w zasadzie to już nie jest "Pitbull". To jest trzecia część "Psów".
Kiedy zastanawiam się, dokąd doszła swymi wielkimi krokami Godzilla, dochodzę do wniosku, że do tego momentu, w którym znalazł się Guillermo del Toro, ale przecież nie mogło być inaczej. Odkąd stumetrowe bydlę pojawiło się między wieżowcami Tokio, to się musiało skończyć katastrofą. "Pacific Rim: Rebelia" to katastrofa.
Uczucia i relacje w rodzinie nie muszą być patologiczne, aby okazać się trudne. Nie trzeba być również nadmiernie skomplikowaną osobą, aby okazać się niezwykle ciekawym. I godnym filmu. Siłą "Lady Bird" jest ujmująca prostota oraz brak nadmiernych wieloznaczności. O rany, jak to się ogląda!
Podczas oglądania "Czerwonej jaskółki" radzę zachować czujność. To film w gruncie rzeczy dość brutalny, przy czym owa brutalność nadchodzi z takich stron i w takich momentach, w których się jej nie spodziewamy. Suspens tego filmu to jednak niejedyny powód, dla którego warto się nie dekoncentrować.
Trochę to dziwne, ale Niemcy jakoś nigdy specjalnie nie przebili się do świadomości społecznej ze swoim powstaniem w 1953 r. przeciw władzy radzieckiej w NRD. Węgierska rewolucja czy poznański Czerwiec 1956 zupełnie ją przykryły.
Czy da się jeszcze w nowatorski sposób opowiedzieć o miłości? A w zasadzie o relacjach, które ją otaczają? Da się, wystarczy pojąć, że miłość pociąga za sobą także dominację i tworzenie własnych światów, upadek suwerenności. "Nić widmo" to powolny, wręcz ślamazarny, ale jakże pasjonujący film. Właśnie o tym.
Jako dziennikarz powinienem wypinać pierś w zadowoleniu, że Steven Spielberg stawia w "Czwartej władzy" media na piedestał, widzi w nich najważniejszą broń, jaką mają do dyspozycji ludzie wobec władzy. Jako kinoman widzę jednak przede wszystkim Meryl Streep i jej niesłychany talent, który pozwala zagrać tak jak tutaj.
Kto jak kto, ale właśnie Guillermo del Toro ze swoją nadzwyczajną wyobraźnią mógł najszybciej wpaść na to, że dzisiejsze czasy, pełne nietolerancji i wytykania palcem inności, to idealny temat na baśń. Taką, jakie przed laty snuły dzieciom francuskie niańki, opowiadające o Pięknej i Bestii, której tak naprawdę nie ma.
Wśród wszystkich historii o superbohaterach żadna nie ma tak wielkiego społecznego ładunku i potencjału jak ta. To jednak nie nawiązanie do filozofii Czarnych Panter z lat sześćdziesiątych, gdy czarni w USA walczyli o podstawowe prawa. Nie jest to także naiwna wiara w nadejście Czarnego Mesjasza, mściciela w rodzaju Malcolma X w lateksowym wdzianku. To znacznie bardziej brutalny realizm.
Może nie od tego powinienem zacząć, ale bardzo podoba mi się ten tytuł. Nie tylko dlatego, że zalatuje mi twórczością braci Coen. Myślę, że idąc tym tropem, film w zasadzie mógłby też nosić tytuł "Trzy listy szeryfa Willoughby'ego przed pójściem do stajni".
Jedyny, który wywoływał strach w nazistowskim sercu Adolfa Hitlera, to człowiek mówiący bez pardonu o zwycięstwie za wszelką cenę i o tym, że Wielka Brytania nigdy się nie podda. Twardy, niezłomny premier? Nonsens. Adolf Hitler bał się nieco ciamajdowatego starszego pana, uzależnionego od alkoholu i pełnego wątpliwości. To one dały mu siłę.
Bullying - tak z angielska nazywa się zjawisko uporczywego znęcania się, częste u dzieci, gdy te natrafią na kogoś odmiennego. "Cudowny chłopak" Stephena Chbosky'ego nie jest jednak opowieścią jedynie o bullyingu. Co więcej, nie jest tylko opowieścią o chłopcu o zdeformowanej twarzy!
Książkową rozmowę z ks. Radkiem Radkowskim powinien przeczytać każdy duchowny, nawet jeśli się z nim nie zgadza. Wtedy pozna kilka powodów, dla których wiernych w kościołach ubywa. Ale się nie łudzę, bo takich kapłanów jak ks. Radek nie ma dzisiaj wielu.
A może zróbmy eksperyment - komedia romantyczna, której bohater jest mało przystojny, a nie owdowiałym ciachem samotnie wychowującym dziecko. Komedia, w której nie dochodzi do serii pomyłek i nikt nie musi udawać kogoś innego? Żart, oczywiście, jak to w komedii. One przecież się opierają i będą opierały na sprawdzonych wzorcach.
Bo gdy się mało do podziału ma, zmniejsza się ludzi i muzyczka gra - śpiewali Majka Jeżowska, Anna Jurksztowicz i Mieczysław Szcześniak w jednym z tych filmów o zmniejszaniu, który znamy najlepiej - w "Kingsajzie". Rozmiar to jednak częsty motyw rozważań nad tym, kim my właściwie jesteśmy. Rozważań często nieudanych, jak tutaj.
Do tego typu filmów już nie zaprasza się Liama Neesona. Tego typu filmy się dla niego kręci. "Pasażer" to w gruncie rzeczy kopia filmu "Non stop" sprzed czterech lat, tylko że w pociągu, a nie samolocie.
Pół roku temu w filmie "Sama przeciw wszystkim" Jessica Chastain zagrała kobietę, która lekami i narkotykami utrzymuje się w bezsenności, by zrobić jeszcze więcej, jeszcze intensywniej. Nie tyle zagrała, co zawładnęła tym filmem. W "Grze o wszystko" stawka jest znacznie wyższa niż tylko koszt sukcesu.
Polski film o ambicjach komediowych, w którym nie tylko jest niewymuszony, mocny humor, ale pozostaje w dobrej proporcji i harmonii do reszty. Komedia bez posmaku telenoweli, uciekająca od standardów komromu w stronę bezpretensjonalności. Film o niebanalnej fabule, dopiętym scenariuszu, dorobionych scenach i dopieszczonym drugim planie. Mrzonka? Bynajmniej - to "Exterminator". Brawo, nareszcie!
To film mocno rozciągnięty, chwilami nawet dłużący się, ale i tak jest jednym z lepszych polskich dzieł roku. "Dzikie róże" mają bowiem odwagę dotykać tematów niezwykle intymnych. A poczucie winy jest jednym z najważniejszych takich tematów.
Gry planszowe i kino familijne wydają się dzisiaj takie staromodne, takie nieżyciowe. Po czym przychodzą święta Bożego Narodzenia i okazuje się, że mogą wrócić do łask w wielkim stylu. "Jumanji" również - to zaskakująco udany i zabawny film.
Zapomniałem, że jestem w kinie. Może dlatego, że z autopsji kojarzę te charakterystyczne, niemal jednakie amerykańskie motele. A może bardziej dlatego, że "The Florida Project" właściwie nie jest filmem, ale rodzajem podejrzanego, prawdziwego życia w kiczowatych barwach. Z być może najlepiej grającymi dziećmi w historii.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.