Aż 14 lat czekaliśmy na to, by Pixar i Disney wrócili do znakomitego pomysłu, jakim byli "Iniemamocni". Dlaczego tak długo, nie rozumiem. Jeszcze mniej rozumiem po co.
To chyba nie tak, że Dwayne Johnson nie ma w sobie mocy (ekranowej) Arnolda Schwarzeneggera czy Bruce'a Willisa. W zasadzie ma. To raczej czasy nie sprzyjają kreowaniu bohaterów, których "yipee-ki-yay" przejdzie do legendy.
Owszem, potencjał "Kac Vegas" był większy, bo stało za nim to, co jest siewcą zrywania boków - alkohol. W gruncie rzeczy jednak "Berek" swemu słynnemu poprzednikowi nie ustępuje, a nawet góruje nad nim. Nareszcie!
Dokument nagrodzonego Oscarem reżysera Kevina Macdonalda jest jak pogrzeb być może największej popowej artystki wszech czasów, na którym wytyka się palcami winnych jej śmierci. Naturalnie, nie siebie.
Gdyby nie toporne już, ale typowe dla amerykańskiego kina naświetlania sytuacji ogólnej na świecie, to mogła być najzabawniejsza komedia sezonu. I tak jest jednak nieźle, nie pamiętam, kiedy ostatni raz się tak dobrze bawiłem. Głównie za sprawą Amy Schumer.
Ktoś wpadł na taki oto pomysł - nie ma sensu się mierzyć na recenzje, oceny, własne odczucia. Tak nigdy nie ustalimy, czy "Hereditary" to horror dobry i mocny, czy nie. Zmierzmy reakcje organizmu, zmierzmy ludziom puls podczas seansu. Jak Państwo myślicie, jaki był wynik?
Z wielu filmów, jakie pod wpływem serialu "Narcos" powstały o Kolumbii i Pablu Escobarze, wynika jeden wniosek - najciekawsza w tej historii była nie tyle bezczelność narkotykowego bossa, co reakcja na nią ścigających go władz.
Greg Berlanti doskonale wie, co znaczy coming out, bo sam go przeżył. Wśród niemal wszystkich komplikacji, jakie się z nim wiążą, i w gronie w zasadzie wszystkich konieczności, które go uzasadniają, podaje jedną istotną: matematykę.
"Upadłe królestwo" jest tak upstrzone nawiązaniami do klasycznego "Parku Jurajskiego" z 1993 roku jak pustynia Gobi skamieniałymi szczątkami dinozaurów. Z jedną, kluczową sceną, która wyraźnie pokazuje, że Steven Spielberg jest jak naukowcy z parku - boi się o dzieło, które stworzył ćwierć wieku temu.
Po obejrzeniu "Zimnej wojny" przyszło mi do głowy nie tylko to, że kochać to często nie znaczy "żyli długo i szczęśliwie". Pomyślałem, że może żyć długo i szczęśliwie to wcale nie kochać?
To dzieło, które jest w gruncie rzeczy współczesną kopią klasycznej antologii horroru "U progu tajemnicy" z 1945 roku, jest wartościowe dlatego, że przypomniało nam o podstawowej zasadzie, jaka kiedyś rządziła światem grozy. U swego zarania opierał się on przecież na opowieściach. Gdy gasły świece albo wyłączali prąd, gdy drzewa za oknem przyjmowały w mroku dziwne kształty, gdy trzeszczały deski, a biegające szczury wydawały na strychu dziwne dźwięki... wtedy zaczynało się opowiadać.
W tym filmie jest wszystko, co łatwo wprawia mnie w zachwyt - podróż, bezkres dróg Stanów Zjednoczonych, ich wspaniałe i różnorodne plenery, własny kamper uniezależniający od świata, intymność i życie wreszcie własnym życiem. To jednak przede wszystkim piękna historia miłosna.
Cztery kobiety po sześćdziesiątce dochodzą do wniosku, że "50 twarzy Greya" zupełnie demoluje i zmienia ich dotychczasowe życie seksualne. Czy Państwo to słyszą? To przecież musi być żart, znakomity przyczynek do dobrej komedii. Niestety nie jest. One tak na serio.
Doprawdy, to wszystko? Losy jednej z najbardziej fascynujących postaci popkultury sprowadzają się tylko do tego? To wszystko, co możemy pokazać w filmie dedykowanym najbardziej cudownemu łajdakowi, jakiego zrodziło kino? Nie jestem pewien, czy Księżniczka Leia cała drżałaby na "Hanie Solo".
Francuzi wyspecjalizowali się w tworzeniu komedii sięgających w swym gorzkim wymiarze do sytuacji, w których wydaje się, że gorzej być nie może. Wtedy dopiero można powiedzieć: "Wyluzujmy, zapalmy, napijmy się wina, co więcej można zrobić?".
- Jestem po wstępnych rozmowach ze szpitalem i razem będziemy robić akcję "Terapia sercem". Kiedy do szpitala trafi porzucone dziecko, będą już czekali na nie chętni, którzy przyjdą i po prostu przytulą, zaśpiewają kołysankę, pobędą z takim dzieckiem - mówi Anna Zoll, autorka filmu "Terapia sercem".
Ten bardzo prosty i naturalny film nie dotyka żadnych wielkich problemów ludzkości, ale jednego, za to wyjątkowo demolującego - zmęczenia. W zasadzie nie w pełni zdajemy sobie sprawę z tego, jakie spustoszenie może ono spowodować.
Andrzej Wajda jednym pociągnięciem potrafił pokazać na ekranie przerażającą dramaturgię mordu katyńskiego. W "Enigmie" z Kate Winslet sprawa katyńska była wielka tajemnicą, do której można się dostać, szukając innej. W "Ostatnim świadku" dramaturgia ucieka zupełnie, pewnie dlatego że w tym filmie jest zbędna. A szkoda.
Roman Polański zabrał się tym filmem za kilka naprawdę ciekawych tematów, jak chociażby toksyczne relacje między twórcą a jego fanem i odbiorcą, ale przede wszystkim chyba za względność pojęcia prawdy. Zabrał się tak, że uratowały go tylko dwie znakomite aktorki - Emmanuelle Seigner i Eva Green.
Najstarsze kino w Poznaniu tylko do 20 maja będzie działać w swojej siedzibie w bramie przy Św. Marcinie. Potem, na czas rozbudowy, Muza przeniesie się na ul. Masztalarską. Jednocześnie kino ogłasza obchody swojego 110-lecia.
Najbardziej zaskakujące w "Strażnikach cnoty" jest to, że obiekcje wstecznych rodziców zderzają się tutaj z postępowym, jakże poprawnym podejściem do życia ze strony nieletnich dzieci. I robi się zabawnie.
Zamysł był taki - popchniemy klocek domino, który uruchomi serię niezwykłych zdarzeń. One się same zazębią, same pchną ten film dalej w kierunku miszmaszu poplątanych wątków. Poplątanych, ale w sumie zabawnych i takich, w których dobro zwycięża. Prawie wyszło.
Kto powiedział, że megafauna wymarła wraz z końcem epoki lodowcowej? Nic podobnego! Potężne stworzenia mają się dobrze i nadciągają do sal kinowych - ogromny goryl, monstrualny wilk, gigantyczny aligator, potężny Dwayne Johnson...
Zakończenie najnowszego odcinka "Avengers", który możemy oglądać w kinach, może mogłoby być szokujące, gdyby nie fakt, że bierzemy przecież udział jedynie w serialu. W nim żadne zakończenie nie jest ostateczne, o ile w ogóle jakiekolwiek jest.
Spośród wszystkich absurdalnych pomysłów metafizycznych jakie znam z filmów, najzabawniejsza jest chyba koncepcja mrozu ścigającego ludzi w "Pojutrze". Jednakże śmierć szukająca ofiar według matematycznego wzoru z "Oszukać przeznaczenie" jest tuż za nim. "Prawda czy wyzwanie" to nic innego jak szósta część tego cyklu.
Była córką znanego poznańskiego lekarza. Zrobiła wielką filmową karierę w Europie i za oceanem. Lilli Palmer przyszła na świat w kamienicy przy dzisiejszej ul. Fredry
Wes Anderson - reżyser chwilami doprawdy magiczny - bierze się za kreskówkę. To musi się udać. A jednak do końca się nie udaje. Zastanawiam się, dlaczego? Może za bardzo zaufał temu, co zawsze było jego mocną stroną - konwencji.
Spośród wszystkich filmów, które nie trafiły do polskich kin w ostatnich miesiącach, tego szkoda najbardziej. Piszę o nim, bo być może znajdą go Państwo na jakiejś innej platformie filmowej. Proszę obejrzeć, a potem spróbować złapać równowagę po obejrzeniu.
Film, a w zasadzie niemal monodram Joaquina Phoenixa to dowód na to, że stare, wręcz nudne już tematy można zrobić bardzo ciekawie. I to nawet, jeśli się przeszarżuje.
Kiedy usłyszałem (nomen omen), że jedynym ratunkiem dla bohaterów jest zachowanie całkowitej ciszy, gdyż przerażające kreatury reagują na każdy głośniejszy dźwięk, od razu przyszło mi do głowy: a chrapanie w nocy? Głupie skojarzenie i niepotrzebna złośliwość, bo "Ciche miejsce" to jeden z najlepszych horrorów ostatnich lat. Na tyle, by powiedzieć, że gatunek powstaje.
Dziwne, chociaż do nowej odtwórczyni roli Lary Croft wybrana została jedna z najbardziej pociągających, przynajmniej dla mnie, aktorek ostatnich czasów, czyli Alicia Vikander, to jednak zupełnie to na mnie na działa. Może dlatego, że prowadzenie wykopalisk archeologicznych w filmowej erotyce przygodowej to fatalny pomysł.
Och, panie Spielberg! Pan nawrzucałeś do tego filmu tyle spraw, tyle odniesień, tyle ukrytych kluczy i jaj, że nie wiem, czy odnajdę je wszystkie za pierwszym razem. Z pewnością nie. Trzeba będzie ten film obejrzeć wiele, wiele razy. Ale wie pan co - nie szkodzi, ja tak mam ze wszystkimi pana filmami. Oglądam je wciąż i wciąż.
Samoloty z czerwonymi gwiazdami pojawiły się nad Poznaniem już w 1929 roku. Dzielnie walczył z nimi... kapitan pilot Bond. A wszystko w filmowej megaprodukcji, która odniosła gigantyczny sukces kinowy
Małgorzata Szumowska porzuciła swoje dotychczas ulubione tematy, porzuciła też sposób kreowania postaci i rozbudowy bohaterów, by zyskać nową perspektywę. Perspektywę mocną i uderzającą w... twarz, prawdziwą, jak i protekcjonalną.
Był taki moment, gdy pomyślałem, że może być to fenomenalna, acz ryzykowna (bo jednak nie oparta na tekście biblijnym) wariacja ewangeliczna w iście gnostycznym stylu. Wyszła niemal sądowa obrona Marii Magdaleny - pewnie ważna w kontekście tego, co zrobili tej kobiecie wszyscy, z papieżem Grzegorzem Wielkim na czele. Filmowo jednak zbędna.
Nie mówiłem o tym wcześniej, bo nie wiedziałem, czy wypada. Co innego uchodzi w dzieciństwie, a co innego dorosłemu człowiekowi... Ale czas się przyznać...
Film debiutantki Jagody Szelc ogląda się jak wideo z przygotowań do pierwszej komunii, a następnie samej ceremonii. Jak zwykłe, rodzinne spotkanie. Niby nic takiego, a jednak cały czas trudno usiedzieć w fotelu. To przez dreszcze.
Dobrze, że Władysław Pasikowski przejął od Patryka Vegi serię "Pitbull", bo znajdowała się ona już w stanie agonalnym. Dobrze, że zrobił ten film po swojemu. Tylko, że w zasadzie to już nie jest "Pitbull". To jest trzecia część "Psów".
Kiedy zastanawiam się, dokąd doszła swymi wielkimi krokami Godzilla, dochodzę do wniosku, że do tego momentu, w którym znalazł się Guillermo del Toro, ale przecież nie mogło być inaczej. Odkąd stumetrowe bydlę pojawiło się między wieżowcami Tokio, to się musiało skończyć katastrofą. "Pacific Rim: Rebelia" to katastrofa.
Uczucia i relacje w rodzinie nie muszą być patologiczne, aby okazać się trudne. Nie trzeba być również nadmiernie skomplikowaną osobą, aby okazać się niezwykle ciekawym. I godnym filmu. Siłą "Lady Bird" jest ujmująca prostota oraz brak nadmiernych wieloznaczności. O rany, jak to się ogląda!
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.